Byłyśmy o północy. Przez cztery godziny błądziłyśmy po wąskich weneckich uliczkach z całym bagażem, szczurami i fetorem kanałów. Nawet zapytani o drogę policjanci załamali ręce. Istna śmierć w Wenecji. I Wenecja od zupełnie innej, mniej turystycznej strony, ciekawe przeżycie.
Gdy o czwartej rano dotarłyśmy w końcu z powrotem pod dworzec ledwo znalazłyśmy przed nim miejsce do spania. Jest tam ogromne międzynarodowe obozowisko ciasno ułożonych w śpiworkach ludzi.