Przychodzę do domu. A tu nikt nie wita. Nikogo nie ma. Ojciec ma wyłączoną komórkę. Dzwonię do Izy i okazuje się, że rodzice są na weselu nieopodal w Kaskadzie i zapraszają. Załapałam się jeszcze na tańce, hiszpańskie wino, fajerwerki, łapanie welonu i ciepłe słowa znajomych rodziców o mojej opaleniźnie i wyjeździe.
PODSUMOWANIE
Przejechałyśmy: ok. 6000 km
Przejechałyśmy: przez 9 państw (+Monaco widziane z góry)
Jechałyśmy: 22 stopami
Wydałyśmy: 90 euro na łeb + 6 polskich konserw + Żubrówka dla Massima
Największe wydatki: pociąg Wenecja - Mediolan 23 euro, wejście na San Siro 12,5 euro, hostel w Pradze 210 czeskich koron.
Podróż trwała: moja - 13 dni, Buczki - 15 dni
Spałyśmy: 1 nocleg w namiocie, 1 w hostelu w Pradze, 1 przed dworcem w Wenecji, 1 z hospitality club, 1 u znajomego, 3 na plaży, 2 w tirach, 1 w samochodzie
PODZIĘKOWANIA
- Jerzemu, Massimowi, Francescowi za ciepłe przyjęcie, ciepłe łóżka, ciepłe prysznice i ciepłe oprowadzenie po mieście
- wszystkim Polakom spotykanym za granicą, to zawsze niesamowite spotkania
- wszystkim kierowcom, bez których nadal stałybyśmy pod lasem obok Kierkutu (a w szczególności uroczemu Czechowi, który podwiózł nas na wylotówkę na Graz, a potem pewno jechał ze 100 km, żeby zawrócić na autostradzie; Polakom, którzy uchronili nas od niechybnej ŚMIERCI W BLANES; wesołemu pedałkowi z Niemiec za cudowną drogę i za jego hojne dary; Andrzejowi i Robertowi za wspólne 24 h w jednej ciasnej kabinie tira; panu Waldkowi za wspólne 1000km)
- Europie, słońcu, palmom, przydrożnym kaktusom, Owocom, snom, kebabom za 3,5 euro, szczurom w Wenecji, breakdansującemu Pinokiowi, winom za 43 centy, mostom, tunelom, małym francuskim miasteczkom z wieżą kościelną, żaluzjom w Mediolanie, wszystkiemu, co widziałyśmy i co widziało nas
---OLA---
- wszystkim miastom, które znają nasze kroki
- Soreczce za przedwyjazdowe rady i za wszystkie nerwy, które wyszarpała przez mój niedziałający roaming
- Zbyszkowi za jego poranną i nagą kąpiel w morzu oraz za wzajemne skuteczne chronienie się przed gejami
- Alešowi za zastąpienie mi drogi niebiańsko niebieskimi oczami, wycieczką do nocnego, arbuzem, noszeniem mi plecaka i cudownymi mejlami po przyjeździe w śmiesznym polsko-czeskim języku:*
- Erykowi za to, że skojarzył "cz" z naszego plecaka z Polską i zaczepił nas w pociągu
- Marge za to, że powiedziała, że mój angielski jest niezły
- Radkowi za całą plejadę polskich przekleństw, dzięki którym przez chwilkę czułam się jak w domu;)
- i wreszcie Buczce: za to, że nosiła namiot;] ; za jej taniec na plaży w Sitges; za jej niesforną grzywkę; za podział chłopaków na typ Jezusa i typ Judasza; za uświadomienie mi, czym - oprócz ciąży - może grozić pęknięta prezerwatywa; za dokuczanie mi Kubą Sułkowskim; za to, że była ze mną w każdej - dobrej i złej - chwili; za to, że jest dziewczyną:) z chłopakiem na stopa byłoby ciężej
---BUCZKA---
- Rodzicom, za to że mimo wielu obaw nie zamknęli mnie w jakiejś zapomnianej komórce pośrodku topolińskiej dżungli, za troskę i doładowywanie konta w komórce
- Karcie Euro 26 za opiekę jaką mnie otoczyła i to niesamowite poczucie bezpieczeństwa jakie nie opuszczało mnie przez te 15 dni
- wszystkim kierowcom i kolejom hiszpańskim, za podróże nowoczesnymi i wygodnymi pociągami, za zapewnienie dodatkowych atrakcji takich jak: liczne plaże nudystów za oknem, koncerty na pewno znanych w Hiszpanii muzyków oraz za knajpki przy stacjach, dzięki którym nie trzeba stać w długich kolejkach do bramek i szukać głęboko ukrytego biletu
- Oleńce za doskonały dobór towarzysza w podróży, za blade loki, które nieraz ułatwiały nam życie, za jej angielski, dzięki któremu jej język mógł wyrazić to, co pomyślała moja głowa, za jej orientację w terenie ( poznałam dokładnie metro w Mediolanie i poprawiłam kondycję;)), za tę wyprawę , poprzednie i te, które jeszcze przed nami:*