W Budapeszcie wyladowalasmy po siodmej rano i mialysmy 10 godzin na zobaczenie wszystkich zabytkow. Bylo fajnie, bo bylo duzo turystow. Najfajniejszymi turystami sa oczywiscie Japonce, ktore obcykowuja caly swiat, by zbudowac jego miniature w podziemiach swojej wyspy. Udalo nam sie z nimi wbic z nimi za darmo do bazyliki sw.Stefana, gdyz Ania schowala twarz w mapie, ja skrylam sie za aparatem, a Buczka przymruzyla lekko oczy. Wciaz jednak nie jestesmy turystami na miare Japoncow, gdyz nie mamy specjalnych nausznych sluchawek do odbierania informacji z mikrofoniku przewodnika i wciaz nie my im, ale oni nam robia zdjecia, gdy spimy w parku Varosliget.
Zlote spostrzezenia:
Wegrzy w swoim jezyku (ktory nazywa sie wegierski) lubia sobie do S dodac Z, zeby bylo bardziej ege-szege. I tak naq przyklad mozna spotkac takie cudaki jak: szolarium, fesztiwal, autoszalon, delikatesz, autobusz, szex. Zeby nie bylo az tak wesolo, czasami stawiaja Z przed S i tak rodza sie: masazs, zsinagoga, zsuzsanna. Polacy, zeby uszanowac ten piekny zwyczaj zrobili z wegierskiej Budapestu Budapeszt. Dlatego oba narody tak sie lubia i sa nazywane "bratankami".