Brazylia jest krzywa, kolorowa, niepoukładana, głośna, ludzka, boska! Leżę właśnie w hamaku na balkonie, właśnie zaszło słońce, a miasto rozbrzmiewa krzykiem bawiących się dzieci i tysiącami puszczanymi na cały regulator melodii. Za balustradą pną się tysiące kabli, poprzerzucane nad całym miastem tworzą kod kablowych labiryntów. Między kablami w ciągu dnia latają kolibry, tak popularne jak u nas wróble. Ludzie mają na balkonach małe plastikowe karmniczki z plastikowymi kwiatkami, w które kolibry wtykają dzióbki i piją wlewaną doń słodką ciecz;. Kolibry latają między kablami i tak szybko machają skrzydełkami, że tworzą wokół siebie drgające kolorowe kule i wyglądają przy tym co najmniej jak Czarodziejka z Księżyca.
Mieszkamy u niezwykłych ludzi. Ona jest Szwajcarką, producentem muzycznym i od półtora roku mieszka w Salvadorze. Żyje z trochę młodszym od niej Murzynem z dredami do kolan, z jego wielkim uśmiechem i 7-letnim przeuroczym synem. Rozmawiam z nim śmieszną mieszanką hiszpańsko-portugalsko-angielsko-polską, ale czasem uśmiech i onomatopeje potrafią zdziałać więcej niż tysiąc słów. Eni maluje artystycznie samochody i oboje całe dnie spędzają w domu, a mimo to w ich domu jest bardzo mało przedmiotów, ja bym od razu naszpikowała mieszkanie tysiącem książek, plakatów, bibelotów i innych pierdół, a tu tylko niezbędne minimum. Nie wiem, jak to ująć, żeby nie zabrzmiało to banalnie, ale jest w tym ich mieszkaniu coś pięknego.
Wczoraj zabrali nas do lokalnej knajpki. Ludzie przychodzą tam całymi rodzinami, a większość stolików jest co najmniej na 30 osób. Między stolikami kręcili się dziarscy kelnerzy z rusztami z mięsem i innymi smakołykami co chwilę dorzucając coś na talerz. Działa to tak, że na stole leży karteczka i gdy się obróci ją na zieloną stronę, znaczy: tak, dziarski kelnerze, mam ochotę na twoje smakołyki, podejdź do mnie. Gdy obróci się stroną czerwoną znaczy: nie, dziękuję. Ale kelnerzy i tak z kolorów karteczek nic sobie nie robią, tylko ciągle dziarsko biegają między stolikami proponując to nowe mięsa, alkohole czy smażone banany (absolutny hit hit hit hit). Trochę nam zawróciła w głowie ta Brazylia z jej alkoholami, ale to zmniejszyło szok i kulturowy i sprawiło, że wszystkie nasze ekstazy i zachwyty nie odleciały zbyt wysoko do gwiazd. Potem długo w noc siedzieliśmy razem na balkonie i jakby to ująć… karmiliśmy kolibry;)
Szymek robi zdjęcia małemu i jego białym zębom, a mnie kończy się laptopowa bateria, więc już koniec tych hamakowych szaleństw!