W tytule bardzo przydatny zwrot ze slowniczka z przewodnika Ewy. Mozna go uzyc w rozmowie z kazdym. Np. z portierem albo z towarzyszem z sasiedniej pryczy w hostelu.
Jeszcze na koncu sypne garscia informacji praktycznych i organizacyjnych w jakims osobnym wpisie, teraz tylko taki maly przedsmaczek. Wczoraj zamiast zwiedzac spedzilysmy jakies 2 godziny okupujac dworzec stojac w przeroznych kolejkach w poszukiwaniu polaczen, ktore nie kosztowalaby by nas 70 ani 30 euro. To jeszcze bardziej rozchorowalo Ewe, ktora reszte dnia spedzila w hostelu rozkladajac sie i lykajac ostatnie juz tabletki. Ruszylam wiec z Ginny na odkrywanie tego, czego nie odkrylam w zeszlym roku w Barcelonie. Czyli reszty Gaudiego. Sagrady Familii, parku Guelle i ogromu suwenirow, ktore trzepia na Gaudim. Byla nawet Vespa we wzorek Gaudiego. Bo czemu nie. Wieczorem siedzielismy na molo, dopoki go nie zlozyli. Bo tu jest molo na noc skladane. Ale czemu tu sie dziwic w miescie, przez polowe ktorego biegnie kolejka linowa na nie takie pobliskie wzgorze, a na gorke parku Guelle mozna wjechac schodami ruchomymi (powinni to zamontowac pod gorka powrotna z buwu). Zanim nie zlozyli mola, bylo ono centrum miedzynarodowej integracji. Bylysmy my, Ginny, Turek z przemykajacymi w tle kompanami, rowniez interrailowcami, Polak mieszkajacy obecnie w Londynie, pierwotnie z Siennickiej, z ktorym co do naszej polskosci dogadalysmy sie po dluzszej rozmowie po angielsku oczywiscie, oraz dwie Francuzki, ktorym zamkniete molo zagrodzilo w koncu droge do klubu. Bo molo to jednoczesnie most. I musialy isc na okolo. I byla jeszcze Sangria. Nie wiem, czy wiesz Siostrzyczko, co to tak naprawde jest Sangria. A moze wiesz?