Znalazłyśmy się tu dlatego, że jakaś przybłędna przypita Polka na plaży w Vilanovie powiedziała, że zaraz przy stacji będzie ogromny parking z ogromną ilością tirów, z których ogromna większość będzie jechać do Polski i z ogromną przyjemnością weźmie nas do domu. Ale oczywiście żadnego parkingu tam nie było - tym bardziej tirów - ani drogi do domu.
Blanes z pewnością nie jest autostop friendly. Nie ma dogodnego miejsca do łapania, za to setka rond i setka niemówiących w żadnym języku kierowców, którzy po długim jako takim dogadywaniu i tak nie chcą nas podrzucić. W odpływie nadziei i w przypływie depresji zobaczyłyśmy polską rejestrację. Polacy obiecali nas podrzucić nas na autostradę do Girony, ale najpierw jechali do ogrodu botanicznego. Więc się załapałyśmy. I dzięki temu wiemy, gdzie pieprz rośnie. Na krzaku!